- Fotodinoza: Zdycha ta
fotografia analogowa, czy jednak nie zdycha?
- Dariusz Krakowian: Nie.
Aktualnie myślę że w Polsce jest tendencja wzrostowa. Natomiast
zdychać to ona zdychała jakieś osiem dziewięć lat temu.
- Właśnie czy był jakiś
kryzys w tej branży?
- Był. Osiem- dziewięć lat temu,
to był duży kryzys, kiedy generalnie duża ilość osób
zafascynowała się nową technologią.
- Cyfrówka weszła i wszyscy się
na nią rzucili.
Tak. A w tej chwili myślę, że
dużo młodych ludzi zainteresowało się fotografią analogową, a poza nimi spora
część osób, w wieku powiedzmy koło czterdziestu, czterdziestu
pięciu, pięćdziesięciu lat
Czuje nostalgię? I chce sobie
przypomnieć młodość?
Tak. Dokładnie. Ci którzy mają
czas. I warunki finansowe przede wszystkim. Bo niestety jest to
dosyć drogie, jak na polskie warunki hobby. Charakterystyczne jest
to, że przychodzi taki klient i mówi "Wie pan co, kiedyś
miałem całą ciemnię, powiększalnik, a teraz muszę to wszystko
u pana kupić, za ciężkie pieniądze. A to wydałem, a tamto
wyrzuciłem, przeprowadzałem się, w piwnicy leżało, nie było
potrzebne". Rozumiem ich, bo niestety teraz nie ma nic taniego.
Jeśli chcemy kupić podstawowe rzeczy, koreks na przykład- to niestety jest to wydatek od 110 do 120 złotych. Fakt, że koreksy, w stosunku do
polskich Krokusów, czy do radzieckich koreksów są dziś
zdecydowanie lepsze, szczelniejsze, i przede wszystkim te szpule są
takie, że łatwo jest włożyć film. Ale jeżeli ktoś w skali roku wywoła
jakieś 20- 25 filmów, to już mu się ten wydatek opłaci, dlatego że
usługi są drogie i jakość tych usług pozostawia często sporo do
życzenia. Ze slajdami, czyli procesem E6 to jest już w ogóle
problem, bo w Łodzi są może jeszcze dwa zakłady, które to
wywołują. Nawet jeżeli ktoś chce samemu wywoływać kolorowe
negatywy, czy slajdy to nie jest to aż takie kosztowne, fakt że
trzeba na to trochę czasu poświęcić. Przy kupnie małego zestawu
wychodzi, jak liczyłem, koło 11 złotych za film- zatem nie jest to 30
złotych jak za usługowe wywołanie. I jest duża powtarzalność wyników.
Nie jest źle.
Jakoś ten rynek się utrzymuje,
pomimo głoszonej śmierci klasycznego negatywu, czy filmu
srebrowego.
Ci właśnie, dawni i nowi użytkownicy
zaczęli robić zdjęcia... To znaczy- może nie dokładnie robić zdjęcia- raczej
naświetlać filmy. I skanować. Teraz jest to najpopularniejsza
tendencja. Mniej osób na pewno robi odbitki.
Czyli ta chemia do wywoływania
i odbitek nie jest aż tak popularna?
Proporcjonalnie- nie sprzedaje się
jej aż tak dużo.
A jeśli chodzi o ilość
asortymentu jaki jest na rynku? Czy nadal każdy dostanie wszystko
co mu potrzeba?
Nie. Na pewno nie. Przez ostatnie parę
lat sporo producentów się jednak wykruszyło. Zacznijmy od
producentów- Ilford utrzymał się. Po ostatnich zmianach, które
się w tej firmie zdarzyły w jej managemencie, ich produkcja, te znane,
podstawowe materiały od x lat produkowane- są produkowane nadal. W
formatach małoobrazkowych, średnich, czyli 120, a część
produkcji w błonach ciętych w formatach od 9x12 aż do tzw. UTF-ów,
czyli różnych dziwnych formatów na zamówienie, ciętych nawet do
rozmiaru 24x32 cm
O rany, aż takie?
Nawet większe jeszcze. Ilford
produkuje, ma się dobrze, podobno mają dosyć duży wzrost
sprzedaży materiałów. Na pewno w Polsce odnotowali spory
wzrost sprzedaży filmów, zwłaszcza w porównaniu roku
2015 do 2014.
Co u Kodaka? Część materiałów, jeśli
mówimy o negatywach czarno- białych, Kodak wycofał. Zlikwidował
produkcję slajdów.
W ogóle?
Tak. Od trzech czy czterech lat
nie ma w ogóle w asortymencie Kodaka slajdów. Zostały tylko
negatywy barwne, małoobrazkowe czyli cztery serie profesjonalne,
no i ta klasyka, filmy popularne, czyli Kodak Color,
Kodak Gold i Ultra Max.
Okazuje się jednak, że Kodak w zeszłym
roku zanotował bardzo duży wzrost sprzedaży. Owszem, udało się
to na pewno też dzięki wprowadzonym podwyżkom. Po prostu
producenci gremialnie podnieśli ceny- tak samo Fuji, które wprowadziło
podwyżki w listopadzie, dwudziesto- dwudziestoparo procentowe,
ograniczając asortyment. Ale wydaje mi się, że teraz się to
ustabilizowało, i ta część asortymentu która jest produkowana-
będzie nadal produkowana.
Kiedyś ceny filmów były bardzo
związane z cenami srebra, bo to jest główny komponent. Ale potem się
to pozmieniało. Producenci teraz... no teraz jest taka tendencja, że
nadchodzi koniec roku obrachunkowego i nie zdarzyło się jeszcze,
żeby producent obniżył cenę, wprost przeciwnie- zawsze jest tam
coś dołożone.
Ale widać popyt nie spada,
czyli wszystko jakoś się tam równoważy...
No, oni wiedzą co robią. Tak to
wygląda.
Jakaś przyszłość jest.
Musi być przyszłość, skoro
są wprowadzane nowe rzeczy. Czy też nawet podejmuje się próby
przywrócenia różnych materiałów, które wcześniej zniknęły.
Jest tak w przypadku niemieckiego Adoxa, który wprowadza nowe
papiery i nowe filmy. Ale jest to firma która bardzo prężnie,
bardzo sprawnie działa na rynku ogólnoświatowym, nie tylko
europejskim. No i Czesi, czeska Foma.
Trzyma się nieźle.
Trzyma się nieźle, mają bardzo
dobrą sprzedaż na rynkach światowych, opinie mają świetne w
Stanach, w Japonii, wprowadzili rok temu całkowicie nowy materiał
czarno-biały Retro-Pan 320, na razie tylko w formacie
małoobrazkowym i jako błony cięte. U mnie ten film jest dostępny w rozmiarach
od 9x12 do 8x10 cala.
Nawet Rosjanie podobno przywrócili
produkcję, chociaż to nie jest ta sama ilość co kiedyś. Ale w
amerykańskim sklepie widziałem te filmy ostatnio- reklamowali najnowszą
rosyjską produkcję.
Nie działa to wszystko może na taką skalę, jak w
fotografii cyfrowej, gdzie wprowadza się co chwila nowości,
matryce, aparaty i tak dalej, ale jak na tę niszowość i specyfikę rynku,
to jednak coś się nowego pojawia. Reaktywują się jakieś małe firmy, które odkupują licencje na tradycyjne produkty... Myślę, i mam nadzieję że się to
ustabilizuje na takim poziomie jakim jest. Ja bym chciał, żeby
było na takim poziomie jaki jest i żeby nic już nie było
wycofywane z produkcji. Jeżeli będzie tak jak jest- to już jest dobrze,
jeżeli pojawi się jeszcze coś nowego- to super.
A jeśli chodzi o strukturę
sprzedaży u Pana? Czy dużo takich, że tak ich nazwę pstrykaczy
niedzielnych, co to kupują film i zanoszą do laboratorium żeby
wywołać w C41, czy raczej hobbyści, którzy sami wywołują?
Wydaje mi się że w większości
są to ludzie, którzy szukają tego, czego na ogół nie można
dostać w Polsce . Asortyment mam dość szeroki i mam na półce
materiały, których na ogół w Polsce się nie uświadczy.
Na stronie rzuciły mi się w
oczy nawet materiały do solaryzacji.
Też, ale przede wszystkim
techniki litowe, które stały się ostatnio popularne. Spory wzrost
jest też jeśli chodzi o materiały kinematograficzne. O, widzi
pan, tę tak zwaną normalną Ósemkę.
Do kręcenia filmów, rozumiem?
Do tradycyjnych kamer?
Tak. I do Super Osiem. Tego jest w tej
chwili u mnie, policzmy raz, dwa... siedem materiałów do Super
Ósemki na bieżąco. I kolory i czarno-białe. Do Ósemek też
spory wybór jest.
No proszę, nie spodziewałem
się.
Jeśli chodzi o proporcje
sprzedaży, to wiadoma sprawa, że najlepiej się sprzedaje klasyka-
z filmów negatywowych Ilford HP5, zarówno w wersji małoobrazkowej
jak i typ 120, i Kodak Tri-X 400. Wśród innych materiałów
jest już duży rozrzut ilościowy. Z tanich materiałów dobrze sprzedają się na przykład Ilford-Pan'y, ale
aktualnie to jest to niższy poziom sprzedaży niż czeskiej Fomy,
która ma teraz w Polsce spory renesans popularności.
A w Polsce w ogóle ktoś
jeszcze produkuje filmy?
Nikt. Już nikt. W Polsce od
momentu kiedy padł Foton już się nic nie produkuje. Foton był przejęty przez Fomę, przez
dwa lata utrzymywali jeszcze fabrykę, potem zabrali cały park
maszynowy, część produkcji chemii proszkowej została
przeniesiona do Czech i tam jest produkowana pod starą polską
fabryczną nazwą, pięć pozycji nadal jest sprzedawanych.
Chemii, typu utrwalacze,
wywoływacze też się w Polsce nie robi?
Nie. Nic. Wszystko jest
sprowadzane.
A pan sprowadza bezpośrednio
od producentów?
Tak. Wie pan, jeśli chodzi o
dystrybucję różnych firm w Polsce, to po pierwsze jest to zbyt
niszowa sprawa, żeby opłacało się producentom utrzymywać duże
przedstawicielstwa. Te wszystkie materiały mają krótkie terminy
ważności, nie opłaca się tego trzymać i nie ma też aż takiego
zapotrzebowania. Niestety.
Właściwie są tylko dwie firmy,
które są przedstawicielstwami dużych „brandów”- pierwsza to chemia
Tetenala, która ma swoją markę i jest bardzo dobra- oni utrzymują
towar na bieżąco.
A drugi to Ilford. Jeśli chodzi o Ilforda, to mają taką zasadę, że fabryka
nie chce sprzedawać mniejszym firmom tylko kieruje je do
centrów dystrybucyjnych. Ale w polskich warunkach to funkcjonuje
niezbyt dobrze. Sami się do tego przyznają, mówią zresztą, że
opłacalność utrzymywania sieci sprzedaży w Polsce jest
niewielka. Tak to wygląda.
No i większość chemii, nie tylko
zresztą chemii, bo i filmów i papierów jest sprowadzana
bezpośrednio z fabryk. Z resztą uważam, że to jest korzystne, bo jest
bardzo wielu małych producentów, także w
Europie, którzy produkują różne specjalistyczne rzeczy. Owszem,
relacje cenowe do zarobków w Polsce są dosyć wysokie, cały czas
jest pewna bariera finansowa, jak z każdą inną importowaną rzeczą.
Jeżeli ktoś traktuje fotografię jako hobby i chce się w to bawić, to
niestety musi poświęcić trochę grosza. Tak samo jest z
płytami analogowymi, z golfem, z łowiectwem, z każdym hobby jest
tak samo- im bardziej się "wjeżdża w temat", tym większe koszta
się niestety ponosi, ale robi się to bądź co bądź dla własnej satysfakcji.
A jak pan myśli- w którą
stronę ten rynek pójdzie? W stronę ekskluzywną i całkowicie niszową?
Czy ma to jeszcze szansę na jakąś szerszą popularność?
Myślę że może być to jakaś
seria cyklów popularności, co trzy- cztery lata kolejne, ale...
Nie. Myślę że to już nie będzie żaden wysoki wzrost. To się
utrzyma na jakimś tam pułapie, z małymi skokami in plus, bo zawsze są
pewne mody. Są kreowane mody na fotografię. Wiadomo, była
Lomografia parę lat temu...
A teraz? Teraz już nie?
Przysiadło?
Myślę że trochę przysiadło. W
Polsce przysiadło na pewno. Jest teraz moda na wkłady
natychmiastowe, czyli to co dawniej się nazywało Polaroidem, to co
produkuje w tej chwili Impossible, co jest niestety stosunkowo drogą
rzeczą jak na polskie relacje.
Ale jest to moda i jest tutaj
wyraźna tendencja wzrostowa. Nie wiadomo jak długo to potrwa, ale jeżeli fabryka
Impossible co chwila wprowadza coś nowego do oferty, to znaczy
że...
Biznes się kręci.
Tak. Wie pan, Polska to jest
jednak bardzo ciężki rynek. To wynika z tego, że u nas jest pewna
tradycja fotografowania, ale jak patrzę na sąsiednie kraje, nie
mówię już o Niemczech, ale choćby w Czechach- trochę lepiej to wygląda. Tam jest bardzo
głęboko zakorzeniona ta tradycja i powiedziałbym- kultura dobrego
zdjęcia. Nie jest to może najlepsze określenie, ale...
Fotografia jest bardziej
popularna po prostu.
Tak.
A jeśli chodzi o zagranicznych
klientów to też się panu trafiają?
Tak, tak. Jak najbardziej-
Szwecja, Norwegia, generalnie nie jest ich dużo, bo pewien problem
kosztowy stanowi przesyłka, ale mam kilku- kilkunastu stałych
klientów, którzy się u mnie zaopatrują. Może przez to że
parytet nabywczy złotówka/ euro trochę lepiej tam wygląda. Poza
tym prawda jest taka, że nawet w dużych zachodnich sklepach
internetowych często pewnych materiałów po prostu nie ma na stanie.
Czasem trzeba sporo czekać. Ja mam firmę mniejszą, ale wszystko to co
jest oferowane na stronie internetowej jest dostępne i aktualizowane co 30
minut. Nie sprzedaję fikcji. Mam swoją stałą, konkretną ofertę,
która jest aktualna. Jeżeli ktoś szuka czegoś bardzo
specjalnego, czego na stronie akurat nie ma, no to wtedy ewentualnie szuka
się źródła zaopatrzenia i klient musi chwilę poczekać.
Skąd pomysł na ten biznes?
Zawsze pan w Łodzi gdzieś tam był, od kiedy pamiętam.
Dwadzieścia sześć lat w tej
branży. Skąd pomysł? Dlatego, że zawsze się interesowałem
fotografią. Stąd, że robiłem odbitki od jedenastego roku życia. Miałem
własną ciemnię, razem z moim ojcem. W pewnym momencie- lata osiemdziesiąte-
wiadomo jak to wyglądało. Zaopatrzenie, zdobycie
czegokolwiek graniczyło z cudem, trzeba było mieć znajomości,
układy.
Szperać i szukać.
Tak. Wtedy jedyne filmy
jakie były dostępne, pojawiały się tylko wtedy, kiedy rzucili dostawę na do sklepu na
Piotrkowskiej 85. I to były polskie Fotopany. Fotopan HL jeżeli
rzucili to było super! No i ORWO-skie MP 20, MP 22. MP 27, który był
po prostu strasznym materiałem. Tragicznym
Kojarzę ten sklep.
Kojarzy pan? U Dziadka, tak
zwanego. Jak rzucili te filmy Orwowskie, to tylko jak się miało
układy to się je dało kupić. Potem otworzył się sklep na Zgierskiej,
przy Bałuckim Rynku, był potem sklep na Piotrkowskiej 26, później
firma Tomaszewski go przejęła... W roku 90- tym, albo 91-szym...
Nie to w 1990 tym roku było, z kolegą, który też fotografował, stwierdziliśmy, że pojedziemy do Czech, po raz pierwszy, do fabryki Fomy,
spróbujemy załatwić jakiś kontrakt. No i przez długi czas
ciągnęliśmy bardzo duże ilości Fomy, prowadziliśmy spółkę.
To wszystko się rozeszło, mój kolega splajtował... To
było właśnie jakieś dziewięć, dziesięć lat temu, kiedy
jak wspomniałem szanse na przetrwanie fotografii analogowej wydawały się
bardzo słabe. Mimo tego, że ilość materiałów na rynku była jeszcze
wtedy- ogromna. Jednak nastąpił radykalny spadek sprzedaży.
Radykalny. Myślę, że mogło to być nawet 80 procent w dół-
obrót porównywany rok do roku. Ponieważ interesowała mnie ta branża,
znałem się na tym, stwierdziłem że, no cóż- jest to nisza, ale
przynajmniej wiem co sprzedaję. Nie wciskam kitu.
I co? Bawił się pan wszystkimi
zabaweczkami jakie ma pan na stanie?
Czy się bawiłem? No, w
dziewięćdziesięciu, dziewięćdziesięciu pięciu procentach
bawiłem się. Na pewno. Może nie każdą chemią, którą
posiadam, bo w tej chwili nie mam już na to czasu, natomiast znam
opinie moich klientów. Znajomych klientów, którzy tę chemię używają. Szukam też stale informacji w
światowych publikacjach, bo na polskich opiniach, powiem szczerze,
czasem strach się opierać. Nie neguję tego, rozumiem, jednemu coś
będzie odpowiadało, drugiemu- nie, ale jest mnóstwo miażdżących
opinii, pisanych a priori. Ludzie przekombinowują po prostu.
No i tak się to zaczęło, a w
międzyczasie zdawałem też do FAMU na fotografię (Filmová A Televizní Fakulta Akademie
Múzických Umění V Praze- przypis Fotodinoza), to była
najlepsza szkoła fotografii w obozie socjalistycznym, no ale
niestety... Nie dostałem się. Potem próbowałem na operatorkę
zdawać, ale to jest już inna historia... I tak sobie
koegzystuję z tego interesu.
Żyć się da?
Ciężko, bo ciężko, i nie jest to
takie proste- problemem jest ciągłość zaopatrzenia. Niestety
trzeba inwestować własną kasę, nikt nie daje kredytów
odroczonych. No i kwestia najważniejsza- trwałość tych
materiałów. To jest bardzo istotne, staram się, z resztą chyba
jako jeden z nielicznych sprzedawców w Polsce, aktualizować terminy ważności
materiałów na stronie internetowej- tam gdzie jest to możliwe.
Staram się brać materiał z dłuższym terminem ważności, no ale
czasami się zdarza, że partner handlowy poinformuje że będzie to
taki a taki termin, a okazuje się, że przychodzi materiał
z terminem dużo krótszym, na przykład trzymiesięcznym. To jest
czasem nie do przeskoczenia. Trudny rynek. Nie jest też do końca
tak, że wszystko z katalogu jest u producenta dostępne. Okazuje
się, że składając zamówienie na pięć błon ciętych- tych
błon producent fizycznie nie ma na stanie. Trzeba czekać dwa trzy miesiące
na realizację- dla producenta nie jest to duże zamówienie, to nie
jest sto metrów kwadratowych, tylko jakieś dwadzieścia czy
piętnaście i trzeba poczekać, aż będzie mógł to zrealizować.
Tak to wygląda. Ciężki, bardzo ciężki system zapatrzenia.
Nie oszukujmy się- wiem że ludzie
mówią, że jestem droższy. Jestem droższy, ale trzeba wziąć
pod uwagę, że stałe trzymanie na stanie takich ilości
materiałów, chemii, papierów wymaga składowania. Koszty
przesyłek także- na przykład takiej butelki wywoływacza- waży z
1,5 kg. Jeśli ja biorę takich flaszek dziesięć- i jeszcze
następnych do paczki i następnych, bo producent nie chce
sprzedawać tego po jednej sztuce, tylko hurtowo , to koszt
przesyłki, wyceniony w euro wychodzi 40-50 euro. Nie jest to
niestety pięć złotych.
Na pana ryzyko i z określonym
terminem ważności.
Jest ryzyko, owszem. Sam też ryzykuję. Czasem
biorę coś na wyczucie. Znajduję coś ciekawego, wyszukuję
dostawcę i zamawiam ten towar, pomimo tego że nie jest on znany w
Polsce. Mam nadzieję, że jakiś klient się tym zainteresuje. Są
na szczęście ludzie, którzy szperają i szukają różnych nowych
rzeczy. To jest plus mojej działalności.
Rzeczywiście, czytam czasem opinie o sobie, że sporo rzeczy u mnie
można dostać, których nie ma gdzie indziej w Polsce. Tym
wygrywam, być może. Może i towar jest droższy- ale jest dostępny. Nie czeka się na
na to. Staram się organizować to tak, że jeżeli jest wystawiona oferta na stronie internetowej,
to mam towar na stanie, a nie gdzieś tam wirtualnie "na cle",
czy u Chińczyków- do sprowadzenia. Oczywiście czasem trzeba
poczekać, jeżeli ktoś chce zamówić większe ilości.
A filmy APS ktoś jeszcze robi?
W tej chwili nie. Nic. Ale jeśli
chodzi o dziwne formaty, to na przykład 127- taki osobliwy format, czy
110-tki- tak zwane "pocketowe" są produkowane, a
właściwie konfekcjonowane przez Lomography, chociaż to w dużej części
są materiały popularnych firm, brandowane marką Lomography, no...
choć Lomography nie przyznaje się do tego. O na przyklad
Lomography 120 Earl Grey- czarno-białe, w ładnym pudełeczku,
kosztuje sporo, bo jest tu znaczek Lomography...
Oni się dość słono cenią.
Tak. A jest to po prostu czeska
Foma. Ludzie na to nie zwracają uwagi, ale jest tu od spodu napis
"Made in Czech Republic". To samo jest z czterysetką
czarno-białą. Jest opakowanie, jest estetyka, jest chodliwe logo i mamy za
to opłatę.
Z nietypowych rzeczy- 127-mki. W tej
chwili to robią tylko Japończycy. Ostatnio też wyszperałem- jest taka firma Blue Moon,
amerykańska, oni konfekcjonują na przykład materiały do Minoxa, tych
szpiegowskich aparatów, tylko to kosztuje na ich stronie około 20
dolarów, dosyć drogo jak na film tego typu.
Kto się chce bawić w Bonda,
ten musi trochę zabulić...
Kiedyś były u mnie kasetki do
Minoxa, ale od kiedy w Europie przestali je produkować- już ich
nie mam. Pewnie jednak wyjdzie taniej sprowadzić je indywidualnie ze
Stanów, paczką, o ile tylko nie dowalą na granicy cła.
James Bond nie ma lekko, jednym słowem.
Pana sklep jest głównie
internetowy?
Niekoniecznie. Co prawda większość
zamówień, 85% jest "na wysyłki". To jest sklep
internetowo wysyłkowy, ale jak ktoś ma ochotę mnie odwiedzić to
zapraszam. Zawsze można podjechać i sobie coś fajnego zakupić.
Życzę zatem żeby panu
wariatów nie zabrakło, tych co to filmy kupują. Dziękuję za
wywiad.
Dziękuję i zapraszam.
Sklep Fotonegatyw mieści się w Łodzi przy ulicy Łagiewnickiej 54/56, lokal 23.
Panie Fabrykancie, na każdym blogu jest tak, że kiedyś musi się pojawić pierwszy wywiad. Także, ten teges, Panie Fabrykancie, pierwsze koty za płoty, pierwsze śliwki robaczywki, itd. Teraz to już górki będzie. Teraz to już masz Pan pełnoprawnego bloga. Wpisy tematyczne były, reportaże były, wycieczki były, testy były, wywiad też był. Blog pełną gębą. Teraz, Panie Fabrykancie, to już jesteś Pan gość. A Fotodinoza jest blogiem przez duże B.
OdpowiedzUsuńAle wywiad arcyciekawy. Co prawda nie do końca kumałem, o czym tam sobie rozmawialiście, ale pewien ogląd na sprawę można mieć. Fotografia analogowa, tak jak twierdzi Pana rozmówca, pozostanie już pewnie niszą (chociaż kto wie), ale w tym jej cały urok. To tak jak z płytami analogowymi (a wiem coś na ten temat). Jak ktoś ma wrażliwe ucho, dobry gramofon i dobrą płytę, to zakocha się w tym ciepłym blasku którym emanuje ten nośnik. Ale zdecydowana większość ludzi nawet tego nie dostrzeże. Wydaje mi się, że z fotografią analogową jest tak (a szczególnie teraz, bo to widać drogawe hobby), że trzeba przy niej myśleć. Myśleć. Mam 36 klatek w aparacie i nie mogę tego zmarnować. Trzeba myśleć. Zastanowić się, zanim naciśniemy migawkę. I właśnie to mi się w niej podoba. Znaczy w fotografii analogowej. Bo w cyfrowej można klepać bez opamiętania tysiące zdjęć, bez większego zastanowienia, a potem i tak się tego nie ogląda. A ja bym chciał ponownie sprowadzić fotografię do jej materialnego wymiaru. Jednak trzymany w ręku papierowy prostokącik, też miał swój urok. Czyż nie, Panie Fabrykancie?
DANN
Waldeck_13
O, tak. Po wyprawach ze zdjęć robię odbitki, żeby mieć albumik na półce. Bardzo przyjemnie się do tego wraca, co jakiś czas. Co do myślenia przy fotografowaniu analogowym, to ja już rok myślę na co by tu wykorzystać film w jednym aparacie. Czasem to myślenie- widać- paraliżuje. Choć pewnie w końcu wymyślę.
UsuńCieszę się, że wywiad się spodobał, bo trochę on jest dla fotoheadów. Jednak te różne oldskulowe nisze, mają swoje uroki, jak sam Pan wie, które ma szansę docenić każdy.
No i na każdym porządnym blogu powinien być jakiś wywiad, ale też powinien być wpis gościnny. Może Pan co napisze, Panie Waldeck?
UsuńOjej... Panie Fabrykancie, ale że niby o czym? Aleś mnie Pan zastrzelił... Znaczy no kurde, coś tam wiem na różne sprawy, ale żeby tak napisać? Oj, to chyba byłoby ciężko... Ale nie ukrywam, że no kurcze blade, czuję się zaszczycony... No i jednak zakłopotany nieco, że taki zaszczyt mnie kopnął. Nie ukrywam, że trochę bym się bał coś tu u Pana napisać, bo poziom na Fotodinozie wyznaczyłeś Pan całkiem wysoki. Merytorycznie, ale i literacko. Tak właśnie, literacko. Nie bójmy się tego słowa. Ja chyba dlatego czytam Fotodinozę, bo na materii fotograficznej, jak sam Pan wiesz, za bardzo się nie wyznaję. Ale jestem tu, bo fajnie Pan piszesz. Lubię ten styl, tą frazę Pańską. Coś w tym jest. No i gdzie ja tutaj, maluczki? Tożby się wszyscy od Pana bloga odwrócili, po moich wypocinach. Ja to się w komentarzach poudzielam co najwyżej i chyba tyle mojej pisaniny, a i tak najczęściej piszę nie na temat i bez sensu. Ale kto wie, Panie Fabrykancie, być może zasiałeś Pan ziarno, które kiedyś wykiełkuje. Ale chyba jeszcze nie teraz. Niemniej będę o tym myślał. Może coś się urodzi. Może.
UsuńDANN
Waldeck_13
P.S. Ale jednak miło, oj miło...
P.S. 2 "Bez fotografia, ja nie potrafia" - Panie Fabrykancie, pamiętasz Pan to? To z pierwszego wpisu na Fotodinozie. Uwielbiam to zdanie. Kiedyś wypisywałem sobie w notatniku łindołsowym takie różne kwiatki z Fotodinozy, takie jak ten właśnie (parę ich było) i miałem je Panu hurtem podesłać, bo każde takie zdanie, nawet wyrwane z kontekstu, broniło się samo jako całość. Ale patrz Pan, gdzieś mi ten plik zaginął w trzewiach mojego komputera. Może usunąłem przez przypadek. Ale miałem zamiar to wrzucić w komentarze, ku radości naszej wspólnej, bo to fajne zestawienie było. No nic, trzeba będzie od nowa Fotodinozę przerobić i kwiatki na nowo spisać. Ale to sama przyjemność akurat. Chociaż produktywny Pan jesteś i tych wpisów też z roku na rok coraz więcej. A pamiętam, że jak znalazłem Pana blog, to go "łyknąłem" w całości przez pół niedzieli. Ale kiedy to było...
P.S.3 Pan mi tu napisanie czegoś proponujesz, a ja się kiedyś na serio obawiałem, że mnie Pan zbanujesz i nie będę mógł komentarzy pisać. Bo inni to przynajmniej pisali coś na temat, a mi się wydawało, że te moje komentarze to takie od czapy i bez sensu i Pan sobie pomyślisz, boże, kto to jest, co on mi tu pisze, niech spada i miejsca na guglu nie zajmuje, ale całe szczęście do tego nie doszło. Ale nawet jeśli by doszło, to i tak czytałbym Fotodinozę dalej. Bo bez Fotodinoza ja nie potrafia :-)))
Czuj duch, Panie Fabrykancie, niech moc będzie z Tobą i natchnie Cię na kolejne obserwacje naszego fascynującego świata!!!
Dyrektor Wiadomo Jaki (DWJ)
Waldeck_13
Dziękuję, Panie Dyrektorze. Ta Fotodinoza to taki słowotok jest trochę, zaczynając ją pisać postanowiłem przelewać moje chwilowe skojarzenia bez krępacji. Bo w młodszej części młodości to się trochę krępowałem pisać pierwsze lepsze skojarzenia. Bo mi się wszystko zaraz z czymś kojarzy, ale to może trochę nie wypadało tych myśli zapisywać, a może one banalne mi się wydawały, a może państwowa edukacja przytłumiła te pomysły na pisanie z serca, tego co się czuje. Ale na Fotodinozie postanowiłem iść na całość. Być może Złomnik mnie wyzwolił, bo to co pisał było właśnie świeże, dobre i bez krępacji. Walę więc te skojarzenia, choćby były od czapy i idiotyczne. Okazuje się, że nawet jakoś to wychodzi, chociaż ten blog jest właściwie dla nikogo. Jest taki zanadto międzywydziałowy, co nieco. Twardzi foto-headzi sprzętowi znajdą tu zbyt dużo tekstów o starych ramolach i pierdziadkach prekursorach, a ci więcy artystyczni za dużo starych niedziałających zupełnie z żadnym aparatem obiektywów Sigma. Wiem o tym, ale krępowałem się wcześniej, jak wspomniałem wyżej, to teraz się krępować nie będę. Miło że Pan nadal, mimo wszystko czyta, zwłaszcza że Pan Szanowny równie dobrze pisze, jak czyta i już kiedyś pytałem, czy Pan jakiegoś własnego bloga przypadkiem nie zakłada. Ale nakłaniać Pana nie będę do blogowania, bo to strasznie pochłania, a może nawet i zużywa co nieco.
UsuńCo do banowania, to przez myśl mi nie przeszło, bardzo mnie Pan zdziwił tymi obawami. Ja nawet nie wiem jak to się robi.
Jak by Pan tam miał jednak jakieś życiowe przemyślenia, to wal Pan jak w dym- zamieszczę.
Dzięki także za krzepiące słowa. Jak Pan Szanowny wie, ja jestem wesołym pesymistą, więc każde pokrzepienie jest naprawdę nieocenione.
I w tym cała siła Fotodinozy, że to z serca płynie. Wiem też, że różne wewnętrzne hamulce można mieć, ale w pewnym momencie trzeba je zerwać. I puścić się w nieznane. I może się pogruchotamy, a może jednak wzlecimy pod niebiosa, że takim ładnym porównaniem się posłużę. Pan żeś te wewnętrzne hamulce zerwał i na dobre nam to wyszło. Tak trzymać, Panie Fabrykancie i nie popuszczać!!! Choćbym został ostatnim czytelnikiem Fotodinozy, to masz Pan pisać. No sorry, jak to się mówi, nie ma zmiłuj, wciągnąłeś mnie Pan w ten biznes, to teraz nie ma taryfy ulgowej. A z tym moim blogiem to było tak, że ja się kiedyś odgrażałem, że konkurencyjny blog założę i zabiorę Panu czytelników. Oczywiście, tak się nie stało, bo to żart był przecież. A tak w ogóle, to wiesz Pan, jak Fotodinozę znalazłem? Poszukiwałem informacji o tej niemieckiej korporacji IG Farben i Gugel mi link do Fotodinozy podsunął. No to wszedłem i już zostałem. Wsiąkłem na całego. A dzięki temu, że jesteś Pan "międzywydziałowy", to ja tu jestem. I nawet te teksty o tych starych aparatach i obiektywach czytam, chociaż hobbystą tej materii nie jestem. O, no właśnie, a propos obiektywów, pamiętasz Pan test obiektywu żadnego? Przecież to mistrzostwo świata było! Ja to z 10 razy czytałem. Właśnie wtedy sobie uświadomiłem, że blogerem nigdy nie będę. Bo na coś takiego bym nie wpadł. Idę o zakład, o dobrą whisky na przykład, że żadni inni fotograficzni blogerzy w Polsce i na świecie na to nie wpadli. No chyba, że się mylę. I trochę żeś mi Pan też oczy na dobrą fotografię otworzył. Sylwetki ciekawych fotografów oraz prezentacja ich najciekawszych osiągnięć, to jest to co bardzo tutaj lubię. A najlepszy był ten czeski fotograf, co to nie pamiętam jak się nazywał, co takie zdjęcia robił pełne absurdu. Ja przy tym odpadłem, normalnie. A poznałem go na Fotodinozie właśnie.
UsuńA to że Pan nie wiesz jak się banuje, to dobrze. Ja Panu nie powiem, bo też nie wiem. Ale dać się da. W każdym razie, to ja teraz już w ogóle nie będę się hamował w komentarzach, tylko będę jechał po całości :-))) Po bandzie, znaczy się. Ale grzeczny będę, obiecuję!
Dobra idem spać, bo jutro długa droga do krainy knedlików i dobrego piwa i odpocząć trzeba nieco. A Pan jak gdzieś dalej (albo i bliżej) pojedziesz, to nie zapomnij na Fotodinozie wrażeniami się podzielić. Nawet jeśli wybrałbyś się Pan na sąsiednią ulicę, albo do Zgierza, to fotorelacja musi być.
Z poważaniem
Dyrektor Artystyczny Nieco Nieetyczny (DANN)
Waldeck_13
"Hobby" to słowo-klucz. Kiedyś materiały sreborwe były użytkowane z konieczności, wszędzie tam, gdzie były potrzebne zdjęcia. Teraz zostało tylko hobby. Ja póki co nie mam zamiaru rezygnować.
OdpowiedzUsuńTak trzymać! Myślę, że jeszcze w niewielkim stopniu do komercyjnego użytku jest używany średni i duży format. Ale, jak słusznie zauważył jeden z moich przyjaciół- teraz fotografia srebrowa, przez swoją ekskluzywność staje się bardziej sztuką, niż było to kiedykolwiek wcześniej.
Usuńfajnie, ze takie sklepy jeszcze zyja i nie umieraja juz, ale az dziwne, ze nie prowadzi tez zaopatrzenia do pracowni RTG, bo tam jeszcze tradycyjna fotografia ma sie dobrze - moze trzeba by mu podpowiedziec?
OdpowiedzUsuńjestem bardzo milo zaskoczony, ze mozna kupic film do 8kowej kamery :)
Sklep żyje ciągle od 23 lat a ja dziękuje za wywiad z mną, co do RTG to jest inna działka mimo iż materiały srebrowe.
UsuńDarek Fotonegatyw.com
Bardzo mi miło. Trójka znanych mi fotografów z Łodzi po przeczytaniu tego wpisu otworzyło oczy szeroko i zapytało: "to u nas jest taki sklep?". Mam nadzieję, że wywiad przyczyni się do jak najdłuższego trwania Pana Fotonegatywu. Pozdrawiam.
UsuńFabrykant z Fotodinozy
Świetny wywiad. Aż mnie naszła chęć żeby wreszcie wyciągnąć z lodówki te kilka rolek filmów które zostały z dawnych dobrych czasów. Ciekawe czy jeszcze coś z nich wyjdzie.
OdpowiedzUsuńChoć jak sobie przypomnę czasy szkoły to w pracowni fotograficznej używaliśmy materiałów średnio 10 lat po terminie, tylko trzeba było brać poprawkę przy wywoływaniu i nie były trzymane w lodówce ;)
Szkoda że w pracy nie mogę sobie pozwolić na używanie tradycyjnych filmów, wtedy trzeba było się zastanowić nad każdą klatka, a nie walić na ilość jak teraz, bo matryca wszystko przyjmie ;)
A gdzie wołać taki Super8?
OdpowiedzUsuńPewnie najszybciej samemu- w koreksie, utrwalaczu, wywoływaczu itd. Jeżeli Szanowny Pan jest z Łodzi, to mogę się dowiedzieć u różnych źródeł.
UsuńZgłębiając czeluście Fotodinozy trafiłem na ten wywiad i z przyjemnością przeczytałem. Zwłaszcza, że Pana Darka kojarzę optycznie - pewnie z giełdy w Stodole. Co prawda od dawna nie fociłem na filmie, ale nie wyobrażam sobie, by na Mamiyi co śpi sobie w szafie (obok Cambo) zrobić teraz coś innego niż cz-b dla własnej przyjemności.
OdpowiedzUsuńA, drobiazg-literówka: NRDowskie negatywy miały oznaczenia NP, a nie MP.
Mam bodaj pierwszy na świecie amerykański aparat fotograficzy Kodaka na filmy zwojowe.Format nieznany,chyba około 3x7 inch. Marzyłem aby kiedyś zrobić zdjęcie tym aparatem i zobaczyć jak się sprawuje obiektyw skonstruowany przed wynalazkami optycznymi pana Zeissa,Schneidera et consortes.
OdpowiedzUsuń