wyświetlenia:

wtorek, 29 lipca 2014

W drżącym mgnieniu migawek. Technologia dalej mnie bije.

Właściwie mógłbym nie przerywać pisania poprzedniego artykułu, tylko kontynuować dalej lamenty i narzekania. Kontynuuję. Otóż, nasz półflagowy półpancernik praktyczny Canon 40D zaczął co jakiś czas wyświetlać „Error 99, brak możliwości fotografowania, wyłącz zasilanie aparatu”, co zaniepokoiło nas, bo przeczuwaliśmy że kłopoty są poważniejsze- zwykle tak (nieregularnie) sygnalizowane są kłopoty z migawką, lub mechanizmem lustra. Migawka się miga, albo się nie odbija temu lustru.
Aparat został zapakowany i odesłany do serwisu autoryzowanego Canon, w Warszawie na ulicę Żytnią. A my też poszliśmy na Żytnią, tylko w Łodzi, do baru.

Serwis na Żytniej działa bardzo sprawnie, musimy pochwalić- dzień od wysłania przyszła mailem diagnoza- konieczna wymiana migawki przy stwierdzonym przebiegu 106 tysięcy zdjęć.

No więc, zaczynając zdanie od nieprzepisowego no więc- canon daje gwarancję na migawkę, deklarowaną w folderach reklamowych, ale niepisaną w dokumentach gwarancyjnych, imaginujcie sobie- 100 tysięcy zdjęć.



Czy pojmujecie skalę tej wyrafinowanej perfidii???

Nie dość, że migawka padła tuż po owej gwarancji, to jeszcze akurat dokładnie w tym czasie, gdy na blogu znęcam się nad dzisiejszymi producentami sprzętu i planowaniem okresu nieprzydatności!!!



Czuję się nieswojo.

Najprawdopodobniej Japończycy z Canona, obserwowali mnie za pomocą dronów, oraz równocześnie za pomocą programów śledzących aktywność w internecie, żeby wybrać idealny moment na zepsucie się 40D!!!



Niesamowita ta technologia!

Jak oni to zrobili?



Niestety są silne poszlaki na to, że żywotność migawki została przez Canona celowo skrócona w ewolucji kolejnych modeli. Poszlaki są tutaj:



Camera Shutter Life Expectancy Database:




Jak to ze lnem było?

Ano tak, że pierwsze cyfrowe lustrzanki dostawały migawki w spadku po analogowych modelach. Nikt wtedy nie przypuszczał, że cyfrowa rewolucja tak zwielokrotni ilość strzelanych zdjęć! Że miliony słitfoci zaleją świat. Że co druga kawa ze Starbucksa będzie miała swój cyfrowy portret. Że selfie wrzuci do internetu raz dziennie połowa Chińczyków.

Nikt nie przewidział. Ani producenci, ani nawet doświadczeni dziennikarze.



W okolicach roku 2002, z drżeniem serca wysłałem do redakcji „Foto” swój pierwszy w życiu list do prasy. Było to następujące pytanie: „zamierzam kupić używany aparat- Canona 10D. Jak duża jest szacunkowa żywotność migawki takiego aparatu? Czy mogę się obawiać że migawka nie wytrzyma dużej ilości zdjęć?”

Otrzymałem na łamach odpowiedź, od pana redaktora Jerzego Lecha- „bez obaw, nie zdoła Pan zrobić tylu zdjęć, żeby wykończyć migawkę w Canonie 10D.

Kupiliśmy 10D.

Cztery lata później padła migawka, przy przebiegu 44 tysiące zdjęć.



Okazałem się prorokiem mimo woli.

Na chwilę podniosło mnie to w moich oczach, ale za niedługo musiałem zapłacić za wymianę migawki i nastrój wiktorii lekko opadł.



Producenci szybko zareagowali na ten problem i już następne generacje lustrzanek miały migawki o znacznie lepszej trwałości. Od czasów Canona 30D deklarowano w folderach reklamowych „migawkę obliczoną na 100 tysięcy cykli”.



Wspomniany Shutter Lifetime Database, jest oczywiście nie do końca miarodajny, bo bazuje na uczciwości wpisujących się internautów, do tego ocena niektórych modeli bazuje na raptem kilkudziesięciu przypadkach. Żywotność migawki zależy także od sporej ilości kryteriów (wilgotność, kurz, częsta zmiana obiektywów). Niemniej coś tam można z tego wnioskować.

Według Shutter Lifetime Database wyglądało to tak:



W uproszczeniu:

Średnia ilośc klapnięć migawki do czasu aż zdechnie:

Canon 10D: 47.000

Canon 20D : 67.000

Canon 30D : 133.000

i uwaga:

Canon 40D : 85.000

Canon 50D : 70.000



Nagły spadek formy, nieprawdaż?

Myślę, że to nie jest raczej wina nagłego osłabienia jakości dostaw tytanu, jaki używały fabryki Canona. Producent po prostu wyregulował sobie żywotność migawki do odpowiedniej granicy, za którą użytkownik nie powinien mieć już pretensji do producenta. Ten system działa. Producent jest zadowolony.


Podobnie jak nadal działa migawka w jednym z naszych starszych Canonów 30D. Nadal działa, pomimo przebiegu 219 tysięcy zdjęć. Producent rwie włosy z rozpaczy. Konsument jest zadowolony.

Można było?

poniedziałek, 21 lipca 2014

Technologia mnie bije


Nie można walczyć z postępem. Można go najwyżej ignorować, dopóki ostatecznie nie odbierze nam środków do życia i szacunku do samych siebie”

Kurt Vonnegut, wstęp do „Tabakiery z Bagombo”



Wczoraj nastąpił kontakt cywilizacji. Jedna z tych cywilizacji była moja, a druga była jakaś inna.

Rozładowała mi się bateria w telefonie i musiałem zadzwonić (usiłowałem) z telefonu koleżanki. Był to sławny i-phone, niestety. Jestem nastawiony już odpowiednio do technologii firmy Apple, za sprawą czytania szyderczego i prześmiewczego portalu www.applefobia.blogspot.com , a teraz ta technologia osaczyła mnie z konieczności. Te wszystkie dowcipy o ajfonach to wszystko prawda. To wcale nie telefon jest. Człowiek używający do dzwonienia zwykłego telefonu ma małe szanse zgadnąć jak z ajfona zadzwonić. A jak już zgadnie, to niestety nie ma zasięgu (dodajmy że w tym samym miejscu, gdzie oldskulowa Nokia łapała 3 kreski).

Kontakt z cywilizacją ajfoniczną nie udał się.

Houston, mamy problem.



U tejże właścicielki telefonu ¾ powierzchni biurka zajmowała demonicznie czarna i groźna niczym hełm lorda Vadrera drukarka marki HP, formatu A3. Niestety nieczynna. Można jej co prawda używać jako ksero, ale nie komunikuje się z komputerem. Nie i koniec.

Ma jeszcze oprócz tego małe fochy, jeśli chodzi o tusz do drukowania- pragnie wyłącznie marki HP, inne ignoruje z wyższością.

Houston, mamy problem



Dla kontrastu, stwierdzę że jedną z najlepszych inwestycji jaka mi się udała, oprócz spłodzenia syna, postawienia domu i zasadzenia drzewa, był zakup drukarki marki Canon. Był to model BJC 6500 i był to rok 1997. Drukarka owa, wydrukowała do dzisiaj takie miliony wydruków, że panu serwisantowi, który miał ją oczyścić z tuszu, oczy zrobiły się jak spodki.

Drukujemy na niej zaproszenia ślubne Fabryki Ślubów, wszystkie projekty architektoniczne („proszę pana, przyjmujemy w naszej firmie wyłącznie takie zlecenia, które mieszczą się na A3, pański dom jest za duży”), oraz ogłoszenia „Zaginął pies ogar polski”. Zważywszy, że pies zaginął już 11 razy w ciągu swojego krótkiego żywota, można zrozumieć że drukarka się napracowała. Natomiast nadal jakby nie wykazuje oznak zmęczenia (przezornie odpukujemy w sosnowy stół). Zadowoleni z tego jesteśmy tylko my, bo firma Canon- zapewne nie bardzo.



I krzaczek przy drodze i brat przy maszynie

Jak noga w skarpecie, sprzedawca w kantynie

Kamyczek na polu i strażnik na plaży

Lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż parzy

(...)

To już jest koniec, tu nie ma już nic

Jesteśmy wolni- możemy iść”

Elektryczne Gitary



Nasza lodówka, marki Samsung właśnie odmówiła współpracy. Nie ziębi. Grzeje.

Jej plastikowe półki połamały się doszczętnie niedługo po upływie gwarancji, natomiast termostat wytrzymał 6 lat. Więcej nie dał rady.

Houston, mamy problem.

Bardzo zastanawiamy się nad przywiezieniem z działki lodówki marki Mińsk. Jej historia jest znacznie dłuższa niż historia Białorusi, w której leży miasto, gdzie lodówkę zbudowano. Moi Rodzice wystali ją w kolejce społecznej, w okolicach roku 1985-go, a ponieważ nie było wiadomo kiedy będzie możliwość kupienia kolejnej, nabyli od razu dwa egzemplarze. Pierwszy został zainstalowany u nich w kuchni, a drugi stanął nierozpakowany na strychu, gdzie przeczekał do roku 1998-go, od kiedy to ja zacząłem go używać. Niestety po dizajnerskiej (jesteśmy, bądź co bądź dizajnerami) przebudowie naszej kuchni, wyjechał na działkę, jako niepasujący do wystroju, demodé i passé. Teraz ma wielką szansę znowu zostać trendy.

Trzeba będzie dostosować dizajn kuchni do starej lodówki. Wyjdzie taniej, niż kupowanie co 6 lat nowej.



Ja rozumiem, że Samsung spełnia wszelkie normy Zjednoczonej Europy i Azji, zużywa o połowę mniej prądu. Że nie ma freonu. Że póki działał- wentylował grzecznie warzywa w przegródce na schładzanie. Co z tego???

6 lat contra 29.

Czy my przypadkiem, drogie Houston, nie mamy jakiegoś problemu?



Ja mam tylko jedno pytanie- czy produkowanie dzisiejszych, tak nietrwałych i do tego nie działających tak, jakby klient oczekiwał sprzętów ma jakikolwiek sens?

Zawsze gdy nie chce mi się brać do roboty, przypomina mi się taka definicja sensu pracy (zdaje się protestancka):



„Praca, to branie udziału w dziele boskiego stwarzania”



I od razu robi mi się trochę lżej, choć nie jestem zbyt religijny. Natomiast czy tworzenie niedziałających bubli, wymagających do ich powstania skomplikowanych procesów projektowania i wytwarzania, także jest takim „braniem udziału”?

Mam wątpliwości.

To raczej dzieła szatana.

Apage Satanas!



sfrustrowany

Fabrykant


dyrektor kreatywny silnie walnięty o sprzęty.


czwartek, 10 lipca 2014

Kingsajz dla każdego/ Populares über Alles- czyli sławna Sigma AF 24/2,8 Macro Super Wide II




Dzisiejszy wpis ma dwa tytuły, bo nie wiedziałem z którego zrezygnować i w końcu nie zrezygnowałem z żadnego.


To nie będzie test z prawdziwego zdarzenia, to nie będzie test sensu stricte.

To będzie test z nieprawdziwego zdarzenia i bezsensu stricte.



Jak kto pragnie prawdziwy, porządny test Sigmy AF 24/2,8 Macro, to jest tutaj:




Zawsze było coś co wszyscy chcieli mieć. Za króla Artura był to Święty Gral. Za Mieszka I każdy chciał mieć miecz, lub też miecz mieć, za Kazimierza Wielkiego wszyscy marzyli o zamku (ciekawe jak to przetłumaczysz, googlu na angielski, no próbuj, próbuj), lub choćby o podzamczu. Za Kazimierza Górskiego- wszyscy okrągli przed telewizorem marzyli o tym, żeby bramki były chociaż ze dwie. A w latach 80-tych każdy amator fotografii marzył o szerszym kącie.


Bo to co kupował w zestawie z aparatem, to raczej szerszym kątem nie było. Na ogół było to jakieś 35-70mm. Wszystko co szersze- było drogie, luksusowe i dawało poczucie przynależności do klubu. Do klubu zaawansowanych fotografów, takich co to się znają, grzechoczą w torbach fotograficznych wysmakowanymi profesjonalnymi filmami, i nie muszą odsuwać się na sto metrów do sfotografowania katedry, przechodząc przy tym przez płot. Mówię z autopsji, zresztą.



No ale była pewna kusząca alternatywa. Sigma 24mm.



O historii tego instrumentu w wersji manualnej napisałem wcześniej kilka słów tutaj:




A potem o wersji autofokus tutaj:




Ale to było zanim poznałem go bliżej.



W tym nieprawdziwym teście jasno powiemy (w pluralis majestatis) czy to dobry obiektyw czy niedobry. Nawet już mówimy- Dobry! Nie rewelacyjny, nie superaśny, ale dobry.



Ale dlaczego?



OPTYKA

Po pierwsze tanie wino jest dobre, bo jest tanie i dobre. Jakość tego szkła, nawet na pełnym otworze jest ok. Obrazki są całkiem ostre, klimatyczne, ładne, choć pod warunkiem, że nie robimy ich pod mocne światło (patrz niżej). To dobra wiadomość dla nieszczęsnych użytkowników cyfrowych Canonów, z którymi ten obiektyw współpracuje tylko na pełnym otwarciu przesłony (nie dotyczy EOSów D30 i D60- test tutaj http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/canon-d60-wiek-niewinnosci.html )

EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/4, poprawiane.

EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, poprawiane.
EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/5, poprawiane.

EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, bez obróbki

EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/4,5, bez obróbki
Po lekkim przymknięciu jest, jak zwykle, jeszcze lepiej. Ekstremum osiągów Super Wide Macro osiąga wg mnie w okolicy f/5,6.

Tęczowe obwódki wad chromatycznych nie są dokuczliwe, na f/2,8 a po przymknięciu przesłony do f/4 znikają.

Na pełnej klatce, widać przyjemne winietowanie, a przy tym Super Wide Macro nadaje się dobrze do użytku, nawet używane na pełnym otworze przesłony- głębia ostrości jest nawet użyteczna do klimatycznych krajobrazów.


Dokuczliwa jest w nim jedynie utrata kontrastu w zdjęciach pod światło, poblask kładzie się na całym kadrze, chociaż nie jest to taki dramat jaki reprezentowała Sigma AF 18/3,5. (http://fotodinoza.blogspot.com/2014/04/samuraj-z-absencja-miecza-sigma-af-1835.html ) W naszych Sigmach 24mm stosowano osłony przeciwsłoneczne, mocowane niewygodnie na gwincie filtrowym, ale niestety nie posiadam takowej. Być może dokupię coś niefirmowego.



Zdjęcia wymagają, w większości, wyrównania kontrastu w programie graficznym, widać także ciepłą dominantę obrazu jaki daje Sigma. Nie daje rady także w zdjęciach pod słońce- mocno traci kontrast, pojawiają się także nikłe duszki. Są to zapewne duszki potępione tych inżynierów, którzy opracowywali dla Sigmy 24/2,8 powłoki przeciwodblaskowe.



Notabene, powłoki przeciwsłoneczne zrobiły od lat 80-tych olbrzymi postęp, dzisiejsze konstrukcje są pod tym względem znacznie lepsze.

Bokeh, czyli oddawanie jasnych nieostrych punktów tła jest ładne, choć bardziej podoba mi się to np. w Sigmie AF 28/1,8 (patrz test na Fotodinozie). Poziom 24-ki jest jednak wyraźnie wyższy niż Canona 50/1,8- są to jednak rzeczy subiektywne.
EOS 6D, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, bez obróbki



EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/4, bez obróbki
wycinek 1:1- EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/4, bez obróbki


Szkło jest po prostu okej. Nie wystrzałowo rewelacyjne, ale po prostu robi co trzeba. Za to ma jedną wyjątkową zaletę:



WŁASNY KĄT DO INTYMNYCH ZBLIŻEŃ

Fotografowie z lat 80-tych i początku 90-tych wreszcie mogli spełnić swoje marzenia- Sigma 24 ma nie tylko dobre światło f/2,8, ale też jest szerokim kątem. No i nie kosztowało tyle co inne marzenia fotografów z tamtych czasów. Na przykład Ferrari Testarossa (prawie ten sam rocznik). (Co by tu nie mówić- za komuny byłem jednak młodszy (cytat- Krzysztof Gol)).

Szerokokątność Sigmy rozwija skrzydła na pełnoklatkowych aparatach ale też, zauważmy, daje bardzo ładny efekt na matrycy APS-C, zbliżony do kąta widzenia 35mm na pełnej klatce. 
EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, bez obróbki

wycinek 1:1- EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, bez obróbki

35mm. Mmmmmmm. To przecież legendarna ogniskowa. Po zakupie sigmy (celem dowartościowania się) szybko przelatujemy myślą znane nam legendy- możemy się zatem poczuć jak legendarny Robert Capa ( http://fotodinoza.blogspot.com/2014/06/kompania-opozycyjnych-braci.html ) czy inny fotoreporter z lat świetności fotografii prasowej. Oczywiście moglibyśmy się tak samo poczuć ustawiając swój kitowy obiektyw zoom na 24mm, ale przed zakupem Sigmy nigdy nie próbowaliśmy wymyślać takich analogii. Jakże ta Sigma inspirująca! (To się nazywa racjonalizowanie wydatków po fakcie).

Było oczywiście takich obiektywów wielu. Ale żaden nie śmiał zagrać przy Jankielu w kategorii maksymalnego zbliżenia do fotografowanego obiektu.



I po co to, po co to , po co tak gna? (cytat- Julian Tuwim)

I po co taki człowiek żyje? (cytat- Władysław Pasikowski)

I po co to wszystko, panie? (cytat- strażnik przy bramie na ul. Świtezianki)



Kto przyłoży oko, uzbrojone w Sigmę do wizjera ten się dowie- po to:



Kombinacja- szeroki kąt/ duże zbliżenie daje piękne przerysowanie pierwszego planu, ale także wgląd w to, co się dzieje na planach dalszych, w przeciwieństwie do tego co pokazują typowe obiektywy macro- ogniskowe tychże typowych oscylują zwykle w okolicach 50-180mm.



Sigma 24/2,8 Macro, nie jest wg purystów „prawdziwym macro”, bo maksymalne powiększenie obrazu to tylko 1:4, ale za to była wg mojej opinii pierwszym obiektywem, który przy szerokim kącie umożliwia tak mocne zbliżenie.

Najbliżsi konkurenci- Canon 24/2,8, Nikkor 24/2,8, Minolta 24/2,8 i Pentax 24/2 mają minimalną odległość ostrzenia na poziomie 25 cm- 30 cm, podczas gdy nasza Sigma ostrzy od 18 cm, co oznacza naprawdę że możemy wyostrzyć mając przednią soczewkę 8,6 cm od obiektu w który celujemy!

I teraz, uwaga uwaga, najdroższy z tych konkurentów (jasny Pentax) kosztował w 1996 roku 459$, najtańszy z tych konkurentów (Minolta) kosztował w 1986 roku.318 $ ( podczas gdy Sigma- 179 $!

EOS 6D, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, poprawiane


Nic dziwnego zatem, że Sigma zrobiła wielką karierę- kupując ją dostawałeś dwa obiektywy w jednym i to jeszcze za pół ceny.



FOKUS W TARGET

Autofokus w 25-cio letnim obiektywie Sigmy działa głośno, nieco chrobotliwie i jest wolny. To ogólna cecha obiektywów Macro- one lubią wolność, nie szybkość (no przetłumacz to googlu, przetłumacz, ha!). Do strzelania zdjęć Formuły 1 ze śledzeniem ostrością raczej się nie nadaje- przy prędkości człowieka jednak daje radę. Za to z 40D i 6D nie robi błędów i trafia tam gdzie trzeba.
EOS D60, Sigma 24/2,8 @ f/3,5, poprawiane

EOS 6D, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, poprawiane

wycinek 1:1- EOS 6D, Sigma 24/2,8 @ f/2,8, bez obróbki


LUBI SIĘ

Wszystkie te cechy, nawet pomimo wymienionych wad sprawiają że ten obiektyw lubi się. Lubi się i już. Ma on coś w sobie. Jest mały, poręczny i niezwykle wszechstronny. Ma całkiem metalową konstrukcję, wliczając w to, uwaga, nawet frontowe obramowanie soczewki. Full wyposażenie w skale głębi ostrości, skala odległości za szybką, przyzwoity pierścień ostrzenia. Stara dobra szkoła, za jaką trzeba dziś płacić jak za zboże. Za Sigmę, na szczęście nie trzeba.


ZABITA

Sigma 24/2,8 Macro Super Wide jest najpopularniejszym szkłem ze starej serii autofokusów Sigmy, jakie można spotkać na portalach aukcyjnych. W wersji do Canona kosztuje mniej więcej jak 1/15 obiadu ministra Sienkiewicza z prezesem Belką. I jest znacznie bardziej elegancka i na miejscu.

Łatwo ją znaleźć- co tydzień pojawia się jakiś egzemplarz na Allegro. Jest przy tym obiektywem najbardziej znanym z nieznanych, więc dość trudno kupić go po cenie złomu, jak to się czasem dzieje z innymi tego typu reliktami.

Obiektyw ten, można by rzec- jest pionierem. Jeśli się nie mylę ukazał się w wersji autofokus (do Minolty) WCZEŚNIEJ niż pierwsze Canony EF- produkowano go od 1986 roku.

W 1989 zastąpiono go wersją „II”, o ile wiem podstawową różnicą był łatwiejszy, zatrzaskowy sposób mocowania osłony przeciwsłonecznej na gwincie filtrowym. W tym wydaniu dotrwał do roku 2001. Wytwarzano go zatem 15 lat- do czasu aż Canon rozpoczął swoje elektroniczne wojenki z Sigmą- nowe aparaty EOS nie chciały z nią współpracować inaczej niż na pełnym otworze przesłony. Sigma musiała zmienić linię modelową.

Jednym słowem wszystko przez Canona.

Canonie! Ty wredny zabójco, ty!



EOS D60 (800ISO), Sigma 24/2,8 @ f/2,8, poprawiane


PLUSY DODATNIE, PLUSY UJEMNE:



+Dobra ostrość już od pełnego otworu

+Bardzo solidna, metalowa budowa

+Bardzo mała minimalna odległość ostrzenia

+Dobre własności macro

+Ładne rozmycie tła i tzw. obrazek.

+Mała, poręczna, wszechstronna



-Nie współpracuje z cyfrowymi Canonami inaczej niż na pełnej przesłonie (nie dot.EOS D30 i EOS D60)

-Wolny i głośny autofokus

-Ciepłe zabarwienie zdjęć

-Mocna utrata kontrastu pod światło



Fabrykant


dyrektor kreatywny walnięty o sprzęty

Porównanie tego obiektywu z Canonem 24 f/2,8 Pancake zrobiłem - TUTAJ