wyświetlenia:

środa, 22 listopada 2017

Mordobicie gentelmanów



Są pomysły na połączenie boksu z szachami. Nazywa się to „chese- boxing”. Zawodnicy w rundach parzystych nawalają się po mordach, a w nieparzystych stosują rozgrywki szkockie i gambity przy stoliku. Zwyciężyć można poprzez zamatowanie przeciwnika, lub nokaut.
Wszystko to zupełnie niepotrzebnie.
Nie znam lepszego połączenia boksu z szachami niż tenis.
I nie dość, że nie ma on konkurencji, to jeszcze jest koedukacyjny. Zwiewne dziewczątka grają w to mordobicie i nie boją się.

Nie ma konkurencji- jeżeli potraktujemy go ogólnie, jako sporty „okołotenisowe” w których dwóch ludzi na boisku używa rakiet do przebijania jakiegoś przedmiotu. Badminton, squash i tenis stołowy grają w tej samej lidze. Tyle tylko że tenis ziemny jest pewnie najbardziej popularny, najczęściej relacjonowany i najkrwawszy. Krew leje się z ekranu strumieniami, herosi podnoszą się ostatkiem sił i zwyciężają, a silniejsi, ale mniej zebrani psychicznie- odpadają.
W kontekście tych metafor polska ekipa na Puchar Daviesa leży odliczona do dziesięciu i ani ręką, ani nogą.
Pozostałe sporty indywidualne albo są złagodzonym boksem (np. szermierka), albo są walką zawodnika z samym sobą, lub przeciwnościami losu (łucznictwo, jeździectwo, alpinizm). Czasem niektóre sporty motorowe przypominają „chese- boxing”, ale to są raczej wyjątki od reguł.
Te niezwykle śmiałe, obrazoburcze nieco myśli nachodzą mnie wcale nie po obejrzeniu turnieju w Singapurze, tylko po wizycie w kinie. A nawet jeszcze przed wizytą.
„Borg/ Mc Enroe” się obejrzało.
Pierwsze zdania tego tekstu pisałem jeszcze przed zobaczeniem filmu, a już na seansie uzyskały one potwierdzenie i wzmocnienie- tam także tenis został porównany do boksu.

Wyobraźcie sobie, że stajecie zupełnie samotnie przeciwko swemu przeciwnikowi, a ogląda was na żywo dwudziestotysięczny tłum ludzi, nie wspominając o tych przed telewizorami. To jest niewyobrażalna presja. Ja osobiście nigdy nie chciałbym tam stanąć

Wyobraźcie też sobie, że choć prowadzicie cały niemal mecz- macie wielką szansę przegrać w ostatnich piętnastu minutach. Ale też odwrotnie- w tenisie niemal do ostatniej chwili jest szansa przywrócenia stanu remisowego i odrobienia niemal każdych strat. Do tego nie da się utrzymać jednolitej koncentracji przez trzy godziny gry. Dramatyzm wzrasta. Liczy się psychologia. I psychika. A może nawet psychiatria w niektórych przypadkach. Tenis to gra psyche, a dopiero na drugim miejscu fizyczne zmagania.
Wiążą się z tym jeszcze inne psychologiczne uwarunkowania- na przykład stosunkowo możliwe jest w tenisie wedrzeć się do samej czołówki. Bycie beniaminkiem jest znacznie mniej obciążające niż bycie podgryzanym mistrzem. Natomiast utrzymanie się w tej czołówce to jest rzecz tylko na miarę największych herosów. Wytrzymanie presji oczekiwań jest tu prawie ponad ludzką miarę.

Różnie sobie z tym ludzie radzą. Są różne typy. Jest wiele możliwości (cytat). Jedną z nich jest całkowity introwertyzm i kasowanie uczuć zewnętrznych- reprezentowali je właśnie Borg, reprezentują Roger Federer i Karolina Pliškova. Aczkolwiek owi zimni dranie, milczące kamienie niekoniecznie byli tacy zawsze- film pokazuje jakie huśtawki emocji przeżywał młody Bjoern Borg, i choć to upraszcza, daje jednak obraz psychicznego wyczynu. Także i Roger Federer nie był od zawsze nazywany gentelmanem kortu. A jako młodzież był wyrzucany z licznych szkół za gwałtowność i niesubordynację. Trudno sobie to dzisiaj wyobrazić.


Innym typem wojownika jest typ ekstrawertyczny- taki którego stawia do pionu wyłącznie otwarte starcie, który żyje konfliktem i się nim nakręca, którego konflikt uskrzydla- i taki był John McEnroe. Z tym nakręcaniem się konfliktami to na dwoje babka wróżyła, co pokazują liczne przykłady z tenisowego świata- może być to wyższa forma psychologicznej finezji, a może być to jedynie niepohamowanie własnych emocji- prowadzące do dekoncentracji i publicznego rozwalania klawiatur na Youtubie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku! Pragnę ostrzec, że wredny portal blogowy na jakim piszę bardzo lubi zjadać bez ostrzeżenia wpisy czytelników podczas ich zamieszczania. BARDZO PROSZĘ PO NAPISANIU KOMENTARZA SKOPIOWAĆ GO i w razie czego wstawić ponownie, na pohybel Google Blogger. Fabrykant.